Rak - początek

Choroba strachu, lęku, stresu, cierpienia. Droga przez mękę często nazywana walką. 

Nie wiem czy to dobre określenie. Dla mnie walka to zawsze konflikt, walka z rakiem to też konflikt, którego nie chcę mieć. Ani raka, ani konfliktu z samą sobą. Akceptacja sytuacji w której się znalazłam - tak to określę. "Ok, skoro już jesteś i mnie soczyście wcinasz to powiem ci, że więcej siebie nie oddam. Zrobię wszystko co w mojej mocy by ciało było zdrowe i szczęśliwe bez ciebie złośliwcze". 

Szpitale, badania, operacja... Pragnienie życia determinuje, sprawia, że człowiek podnosi się każdego dnia, mimo bólu wyciąga z siebie kolejne siły by stanąć na nogi, spojrzeć w lustro, we własne oczy. Jeszcze żyję, jeszcze widzę słońce, czuję deszcz i wiatr, słyszę ptaki. Idzie wiosna, wyjdę do ogrodu przytnę hortensje, róże. Układam sobie prosty plan co w tym roku na grządkach, co w ogrodzie, co zrobię na obiad. Bez pośpiechu, bez stresu, bez szumu ponaglania. Z zapasem niewielu sił ale jednak każdego dnia jest ich więcej, powoli chodzę, coś delikatnie robię by nie zwariować ;) 

Nie myślę o chorobie, że jest ciężka, lecz jako chwilowa dysharmonia organizmu. Wybiegam w przyszłość, co zrobię jak wszystko minie, nowe rośliny w ogrodzie, a może nowe umiejętności. Sieję kwiaty do skrzynek, pikuję bakłażany, pomidory, przesadzam oleandry. Żyję normalnie jak gdybym była całkowicie zdrowa. Zabiegi, które pomagają przywrócić mój organizm do zdrowia to taki mały przerywnik w ciągle toczącym się normalnym życiu. 

Spacery, kontakt z przyrodą bardzo mnie uspokaja. Modlitwa czy medytacja (zwał jak chciał) - wycisza i harmonizuje. Podchodzię do wielu spraw ze spokojem, zaufaniem, że wszystko będzie w porządku. Ruch fizyczny w miarę możliwości dotlenia ciało, dodaje mi sprawności. Odpowiednia dieta - u mnie niskotłuszczowa, bez cukru a z przewagą warzyw i soków świeżo wyciskanych odżywia organizm. 

Kiedy przychodzą dni słabości, to sobie płaczę. To nie wstyd! Lęk i emocje, które towarzyszą leczeniu zawsze są, zwłaszcza kiedy coś pójdzie źle. Wtedy przypominam sobie, że nie jestem jedyna. Mam przed oczami kolejki w poczeklaniach onkologicznych, dzieci mające przed sobą całe życie, zmartwionych rodziców. Młode kobiety, ludzi w moim wieku i starszych. Mam świadomość tego, iż wszyscy jesteśmy śmiertelni, niezależnie od zawodu, koloru skóry, narodowości, zasobności portfela. Wszyscy! Może jest mi do niej bliżej niż innym ale puki otwieram każdego dnia oczy, będę cieszyć się życiem i wszystkim co przyniesie. Bez względu na to czy to będą chwile dobre, które dodadzą mojej duszy szczęścia, czy chwile złe, które mnie czegoś nauczą. 

DOCENIAM ŻYCIE TAKIM JAKIE JEST! A JEST CUDOWNE :) i moje jedynie :* 


Dlaczego piszę o tak prywatnej sprawie? 

Widzisz, drogi czytelniku ja robiłam regularnie badania z których wynikało, że jestem zdrowa... a jednak rak się rozwinął bardzo szybko. Być może po przeczytaniu mojej historii pójdziesz do lekarza i zrobisz badania, zadbasz o siebie bardziej poprzez dietę, ruch, pozytywny stosunek do ludzi i świata. Nie lekceważ siebie poprzez zaniechanie, nie niszcz siebie poprzez złe nawyki. Zmień coś dla własnego zdrowia zanim będzie za późno! 

Serdeczności dla Was ;)