Ból fizyczny

Każdy z nas kiedyś go doznał. Towarzyszy nam od narodzin po śmierć. Całe życie ciągle się przypomina, że jest. Mijają dni, czasami lata bez jego obecności i nagle bum. "Halo, to ja- twój osobisty ból, pamiętasz mnie jeszcze?" 


Cierpienie z jego powodu nie jest niczym przyjemnym. Kiedy ja odczuwam ból z którym zupełnie nie potrafię sobie poradzić biegnę do lekarza, do szpitala. To co czuję i czego pragnę w tym momencie to jak najszybciej się go pozbyć, licząc na pomoc lekarzy i ich umiejętności. Dziwne jest to... albo nie dziwne, ale nie obawiam się śmierci, więc to jeszcze nie mój czas. Ból paraliżuje moje ciało nie pozwalając normalnie funkcjonować. Głowa puchnie od myśli co zrobiłam, dlaczego tak nagle, co się stało, gdzie popełniłam błąd. W momencie gdy boli liczę na pomoc innych ludzi bo sama jestem bezradna. ZAUFAM, oddam swoje ciało w ręce ludzi, którzy wiedzą więcej, potrafią więcej i mają do tego stosowny sprzęt, badania, analizują dane każdego nowego dnia. 
Kiedy powoli ustępuje pojawia się NADZIEJA, że jutro będzie jeszcze lepiej, że będzie mniejszy. W głowie rozgrywki myśli pozytywnych z negatywnymi. "Wszytko minie i będę zdrowa" kontra "co jeśli nie dam rady, jeśli diagnoza będzie wyrokiem na lata". Rozłąka, tęsknota, niepewność miesza się z wiarą w umiejętności lekarzy. Nowa sytuacja w moim życiu, w której zostałam postawiona, zaczęła wyznaczać nowy kierunek drogi. Coś co było normą, nawykiem powinno się zmienić. Ciało odmówiło współpracy... analiza się pogłębia... Czy to praca, zmęczenie, dbanie o wszystkich i cały świat zapominając o sobie, o własny wypoczynek, spokój psychiczny i fizyczny? Czasami pytanie, jest poprostu odpowiedzią. Zacznę więc zwracać uwagę na swój dobrostan, na jakość i ilość jedzenia, na odpoczynek. Kierunkuję swoje myśli na pozytywną dla swojego ciała zmianę. Lekarstwa działają, badania pokazują zdrowie. Jestem WOLNA od paraliżującego bólu. WDZIĘCZNA lekarzom, pielęgniarkom za TROSKĘ i OPIEKĘ, której doświadczyłam. CIERPLIWOŚĆ, którą wypracowałam przy dzieciach była mi bardzo potrzebna, by wytrwać do końca leczenia. SZCZĘŚCIE z powrotu do Domu, wypełnia moje serducho. Przytulam swoją Rodzinkę a z oczu płyną po policzku łzy RADOŚCI. Na stole witają mnie śliczne róże, czuję się KOCHANA przez RODZINĘ, PRZYJACIÓŁ. 
Piękne jest odczucie ŻYCIA i radości z niego. Takie chwile są niezapomniane, ale i pouczające by darzyć szacunkiem każdy oddech w piersi.